sobota, 6 lutego 2021

Ocena książki po okładce - część 1

 

Niejeden z nas słyszał w życiu powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce”. Tak naprawdę, można to tłumaczyć dosłownie w odniesieniu do książek – jak i do oceny ludzi, rzeczy, sytuacji. Dodałabym jeszcze kilka podobnych tematycznie powiedzeń – „nie wszystko złoto co się świeci”, „z ładnej miski się nie najesz”.

Okładka to narzędzie w rękach specjalistów od kreowania marek. Przyznaj, ile razy dałeś się nabrać na okładkę albo ile razy wybór towaru po opakowaniu okazał się strzałem w dziesiątkę?

Mam dość osobliwe podejście do tematu. Oceniam książkę po okładce. Moja ocena jednakże jest mocno ograniczona.

Wyobraźmy sobie sytuację: idziesz do księgarni, biblioteki i widzisz mnóstwo książek na pólkach. Nie masz żadnego planu. Nie wiesz czy coś kupisz czy wypożyczysz. Nie korzystasz z porady pracownika księgarni czy biblioteki. Działasz sam. Co powoduje, że zatrzymujesz wzrok na TEJ książce a nie innej? Co powoduje, że bierzesz do ręki TĄ książkę a nie inną?

Okładka – grzbiet książki – to pierwsze, co przykuwa wzrok. To naturalny odruch. Od zarania dziejów na ludzi działają obrazki. Człowiek pierwotny posługiwał się rysunkami, aby przekazać to, co ma do powiedzenia. I tak nam zostało. Na każdym kroku spotykamy obrazki. Sucha treść nie działa.

Wyobraźcie sobie książki w jednakowych białych okładkach z tytułem i autorem. Być może zróżnicowanie w użytych czcionkach, ich wielkości, rodzaju wyróżni jakąś książkę wobec pozostałych. Ale to nadal manipulacja obrazkiem w formie liter i cyfr. Aby zainteresować się daną książką trzeba przemyśleć, czy tytuł jest interesujący, może znam autora? Wymaga to jednak od czytelnika swego rodzaju wysiłku umysłowego. Pamiętajmy, to nadal tylko powierzchowna ocena a właściwe pierwsze kryterium oceny – czy zwróci ona moją uwagę.

Brak czasu, płytka ocena otaczającego nas nadmiaru wszystkiego, to symbole dzisiejszych czasów. Skupiamy się więc na krótkiej ocenie książki zwracając uwagę w pierwszej kolejności na wygląd. Kiedy idę np. do księgarni znajdę tam mnóstwo książek – ogrom, od którego moje czytelnicze serce bije coraz szybciej. Więc przechadzam się między półkami, oczy szaleją, mózg, jak po narkotykach i widzę. Jedna książka, druga, trzecia. Ta ma jakąś niewyraźną grafikę, tu jakiś dziwny obrazek, tu jakiś zakrwawiony nóż, tam zakochana para w objęciach, tutaj tylko jeden przedmiot, ale w zaskakującej kolorystycznie okładce, 3 półki dalej na okładce smakowite danie na talerzu. Widzę to wszystko, mój mózg automatycznie przypisuje książki do kategorii. Kryminały, kulinarne, romanse, thrillery, niezdefiniowane, ale intrygujące itp. Czasem mylę się w dokonanej kategoryzacji – ale lubię się miło zaskoczyć. Nie sądzę jednak, aby encyklopedia kiedykolwiek posiadała okładkę np. kajdankami i piłą ociekającą krwią. Celowo pomijam teraz książki autorów, których lubię. Dlaczego? To później. Nastąpiła faza 1 - pierwsza selekcja.

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz